Dał sobie chwilę na zebranie myśli i zaczął:
- No więc... Jak już wiesz, jestem płatnym zabójcą - tu zrobił małą pauzę - Gdy miałem dwa lata rodzice mnie porzucili. Nie mam pojęcia, czemu. Dość, że trafiłem do domu dziecka. Po trzech latach przebywania tam on adoptował mnie i mojego dobrego kolegę. On - mój obecny mentor. Wpajał nam swoje zasady... A może raczej brak zasad... Wyprał nam mózgi, a później, gdy trochę podrośliśmy, zaczął nas trenować. Wyszkolił nas najlepiej ze swoich wszystkich podopiecznych. My wykonywaliśmy większość zleceń. Byliśmy... i jesteśmy... jak żywe marionetki. Nie mówię tego, by się usprawiedliwić... Po prostu... Po prostu muszę - opowiedział po krótce swoją historię. Po chwili uświadomił sobie, że zapomniał jeszcze o czymś.
- Jeszcze jedno. Nie jestem "zwykłym" człowiekiem, tylko wilkokrwistym - tu sięgnął do kołnierza i delikatnie go odsunął, ukazując zabliźniającą się już ranę.
- Wtedy, nad wodospadem... Okłamałem cię. To ja jestem tym wilkiem... - zwiesił głowę, wymawiając słowo "okłamałem". Jak było mu teraz wstyd, że tak oszukiwał ukochaną osobę. Tak się przecież nie robi. Można poważnie nadszarpnąć jej zaufanie...
Ledwie skończył mówić, gdy z gęstych chaszczy, które ich otaczały, wyłoniło się trzech młodych mężczyzn, w strojach podobnych do tego, w którym był Ezio.
Średniego wzrostu blondyn trzymał właśnie pistolet, wycelowany prosto w pierś Auditore.
- Spy... Wiedziałem, że tak to się skończy... Zdradziłeś nas! - to był Ollie. Gdyby ktoś wsłuchał się dokładniej w jego głos, mógłby usłyszeć, że nieco drgał. Chłopak nie chciał odbierać życia - formalnie, bądź, co bądź, ale jednak - bratu, ale był oddany organizacji i szefowi.
Pozostali dwaj również mieli broń. Celowali w Alycię i Ezia, czekając na rozkaz Ollie'go. Młody wilkokrwisty odruchowo rozłożył ręce i starał się jak najbardziej zasłonić sobą dziewczynę.
- Przecież nie musisz tego robić... - wydusił jedynie, całkiem zdezorientowany.