Wadera nawet nie słuchała, co on mówił. Według niej to było jakieś 'bla bla bla'.
- Ym co mówiłeś? Nie uważałam.
Ona nigdy nie uważała, jak ktoś długo mówił. Burknęła coś pod nosem. Ona jest wieczną pesymistką. Wzbiła się na kilka metrów w powietrze i rozejrzała się po parku. Nikogo, oprócz Sirfalasa i tego gościa (Bezan, nazywasz się teraz ten gość) nie było. Uśmiechnęła się złośliwie pod nosem i wzbiła się jeszcze wyżej. Sprawiała wrażenie ogromnego ptaka, który ptakiem nie jest. Mlasnęła i zaczęła lecieć szybko w dół, by metr przed ziemią wyrównać lot i wylądować obok Sirfalasa.
- Jak Ty mnie nie będziesz mnie pilnował, to masz mi znaleźć kogoś, do kogo mogę otworzyć paszczę, bo jak na razie żadnego takiego nie ma. Znam tu tylko Ciebie. A, chyba że sprowadzisz mojego gamoniowatego partnera (wybac Ian U.U), to wtedy się odczepię na amen od Ciebie. Widzisz? Ja myślę racjonalnie. Czy jak to się tam mówi - prychnęła. Machnęła ogonem. Zupełnie zapomniała o Ian'ie, jakoś ją bardzo nie obchodziło co u niego. Po prostu zrobił jej dwa szczeniaki, ona odeszła i tyle. Wzruszyła ramionami, o ile takowo mogła i zaczęła dreptać przed siebie. No dobra, znów poczuła coś materiałowego na swej szyi, warknęła i rozejrzała się. Znów hycel, ale inny. Machnęła ogonem i zaczęła się wyrywać, jednak ten trzymał ją nadal mocno. W końcu zmieniła się w dziewczynę.
- Mógłbyś mnie puścić gamoniu?
- Gamoniem jako takim nie jestem, więc proszę, byś się tak do mnie nie zwracała. Puścić wolno? Taki okaz? Wilk zmieniający się w dziewczynę, to coś niezwykłego! Do Cyrku pójdziesz - gość zatarł ręce i wyciągnął małe pudełeczko. Kliknął wielki, czerwony guzik na wierzchu i pudełeczko zmieniło się w dość wielką klatkę, anty-magiczną. Brutalnie wrzucił do klatki dziewczynę, która chcąc nie chcąc musiała zmienić się w jej prawdziwą postać, czyli wilka.
- A co ja w takim cyrku mam robić? - prychnęła.
- A oto się nie martw kochana. Będzie Ci bardzo przyjemnie - syknął ugryźliwie i wyciągnął z kieszeni komórkę, wybrał numer do gościa o nazwie kontaktu 'Szefunio' i zaczekał chwilę. 'Szefunio' odebrał telefon.
- Czego tym razem, Stevie?
- Znalazłem, nie uwierzysz mi szefuńciu, wilka zmieniającego się w dziewczynę!
- Eee, jakieś brednie, ale no cóż, gdzie jesteś? Przyjechałbym zobaczyć tego 'cosia'.
- W parku, w ścieżce prowadzącej do centrum. Tej od wschodu.
- Mhm. Zaraz będziemy.
Gościu rozłączył się. Przyciągnął klatkę do ławeczki i usiadł na niej, spoglądając na waderę. Wyciągnął z drugiej kieszeni papierosy i zapalniczkę, zaczął palić.
- Uhm, musisz palić? Niedobrze mi się robi. A i nie życzę, by mnie nazywano cosiem, bo cosiem to ja nie jestem.
- Zapomnij, kupo szmalu. Dzięki tobie szefunio się dorobi majątku!
- Ja nie jestem rzeczą gamoniu!
- Mów sobie jak chcesz, i tak pójdziesz do cyrku dziwolągu.
Dziwolągu? Jedna z najgorszych obelg, którą słyszała. Teraz to już kipiała złością. No ale nie mogła użyć żadnej mocy; to było niedobre. Musiała wymyślić jakiś plan, który pomoże jej wydostać się. Może.. może jeśli będą chcieli zobaczyć jej umiejętności, to będą kazali jej wyjść z klatki? I to jest myśl, brawo tępy mózgu! Usiadła spokojnie, trzepnęła skrzydłami. W końcu przyjechał cały ten szefuńcio. Łysy gościu, z czarnymi okularami przeciwsłonecznymi (pomijając ten fakt, że oczu mu w ogóle widać nie było), ubrany był w białego garniaka i fioletową koszulkę z kolorowymi ciapkami. Wyglądał jak cudak. Mniejsza. Podszedł do hycla, uścisnęli sobie ręce na powitanie.
- To ona?
- Nie kurczę, to zupełnie inna wadera.
Szefunio przywalił z liścia hyclowi.
- Nie no, to ona szefuniu.
Szef kucnął przed klatką i spojrzał na waderę. Uśmiechnął się, a jego złoty ząb zaświecił się od padających na niego promieni światła ulicznego, czy tam lampy przy ulicy, mniejsza. Karo fuknęła, prychnęła i warknęła. Skrzydła przycieśniła do siebie jak najbardziej, żeby nie było, że ona ma skrzydła. Miała plan, który wydawał jej się zarąbisty. Westchnęła i machnęła ogonem. Szczeknęła. I drugi raz. Zaczęła szczekać i merdać ogonem.
- A CO TY MI IDIOTO TUTAJ JAKIEGOŚ KUNDLA PRZYNOSISZ? ONA NAWET JAK WILK NIE WYGLĄDA, TO CO DOPIERO JAK DZIEWCZYNA! CZYŚ TY UPADŁ NA GŁOWĘ? - szefunio był zdenerwowany. Kopnął klatkę, a gdy ta się przypadkowo otworzyła, wadera wyskoczyła. Rozłożyła skrzydła, uniosła je nieco nad głowę, sprawiała wrażenie większej. Zaczęła warczeć. Tamci popatrzyli się wystraszeni na nią i zaczęli uciekać, a gdy popychali jeden drugiego, to przewracali się. Zaśmiała się ironicznie. Podeszła do nich i podleciała lekko do góry, by majestatycznie ich zabić (taka faza xD). W łapach pojawiły jej się dość duże kule ognia, które skierowała na mężczyzn. Strzeliła w obydwóch naraz. Zaśmiała się. Spaliła ciała, by nie wzbudzać podejrzeń. W jej łapie pojawiła się kula wiatru, która wywiała proch w stronę parku. Przeciągnęła się i podeszła do klatki, by ją następnie złapać w kły i rzucić gdzieś daleeeeko. Po dwóch sekundach od rzucenia usłyszała głośne 'ałłłłaa!'. Uśmiechnęła się, ukazując kły. Machnęła ogonem i ponownie się przeciągnęła. Rozłożyła skrzydła i wzbiła się w powietrze. Podleciała kawałek. Wylądowała obok Sirfalasa. Jej zielone ślepia były dość widoczne w ciemności. Usiadła obok smoka, smokowca, czy kogoś tam, już ją to nie obchodziło.
- No widzisz? Ja potrzebuję opieki!
Zabrali mi neta, nie miałam co robić, napisałam posta, który w wordzie zajmuje 2 strony A4 xD.
NET WRÓCIŁ *_________*